środa, 27 sierpnia 2014

Chapter 2





'' Moja Loren !'' 



I nagle szybkim krokiem podszedł do biurka.
- Nie otwierałem tej wiadomości.-oznajmił podejrzanie.Kurde.Mój błąd.- Walić to-dodał i schował telefon do kieszeni.Uff.Podszedł do szafy i kucnął.Wyciągnął coś z pod niej i wstał.Szeleścił czymś.Chwilę stał w spokoju i zjadł coś z ręki.Niestety nie widziałam co.My nie mamy lodówki czy jak? Na pewno to nie były cukierki.Wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.Odetchnęłam z ulgą.Nie chcę wiedzieć co by to było gdyby mnie znalazł.Piekło.Wypełzłam z pod łóżka i podniosłam się.Otrzepałam przednią cześć swojego ciała z brudu.Tylko tam chyba nie sprząta.Nie zamierzałam dłużej tam zostawać.Innym razem pobawię się w detektywa.Opuściłam jego pokój z ostrożnością.Od strachu zaschło mi w gardle.Muszę się czegoś napić.Mam nadzieję, że nie spotkam po drodze któregoś  z tych bandziorów.Cichutko jak kot zakradłam się do kuchni.Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej zimne mleko.Otworzyłam karton i napiłam się z gwinta.Nie chcę mi się nalewać do szklanki.Jaki ze mnie leń prawda? Nie, nie prawda.Mam szesnaście lat i już pracuję, chodzę na treningi i jeszcze szkoła.Jeżeli napiję się prosto z kartonu świat się nie zawali.Włożyłam z powrotem mleko do lodówki.Wyciągnęłam telefon z kieszeni.Tata napisał, że nie będzie go przez tydzień.W kuchni postanowił mnie odwiedzić mój brat.Gdy mnie zobaczył skrzywił się i otworzył szafkę.Wyciągnął z niej paczkę papierosów.Włożył jednego do ust.Szperał później w kapsie spodni i wyjął zapalniczkę.Podpalił do świństwo i zaciągnął się.Podszedł do mnie i prosto dymem dał mi w twarz.Co za idiota! Machałam rękami by dym zniknął z mojego otoczenia.
- Spać smarkulo-odparł i robił kółeczka dymem.Co za prosie.
- Bo co?-zapytałam go.
- Nie tym tonem kretynko.-odparł groźniej, a mnie przeszedł dreszcz.- Ojciec wyjechał na tydzień?-zapytał ruszając dziwnie brwiami.Co on znowu kombinuje? Wzruszyłam ramionami, a w kuchni niespodziewanie pojawił się ten Lokami.Gdy mnie zobaczył zachichotał i ukazał swoje dołeczki.Zaczerwieniłam się.Analizował mnie od stóp do głowy.Jego wzrok spoczął na moich oczach.Ja speszona tym spuściłam głowę w dół.Odwróciłam się i odłożyłam szklankę do zlewu.Umyłam ją i wytarłam ręce.Modliłam się w duchu by sobie już poszedł.Słyszałam, że szepczą.Pięknie! Nienawidzę gdy ktoś mnie obgaduje.Obróciłam się.Stali tam, siedzieli przy stole, palili i pili alkohol.Odeszłam kierując się do schodów.

Zniknęłam za rogiem, ale zatrzymałam się i przyparłam do ściany.Agent R nigdy się nie poddaje.Włączyłam swój podsłuch.Moje uszy.
- Stary...nie pij za dużo na jutrzejszej imprezie.-powiedział ten dziwny typ.
- Niby dlaczego?!-oburzył się mój braciszek.
- Bo we wtorek jedziemy po towar.Musimy być trzeźwi...mogą coś odpierdolić.-powiedział zirytowany.Jaka impreza? Jaki towar? Czy mój brat majsterkuje coś przy narkotykach?! Przeszedł mnie dreszcz.
- Nic nie odpierdolą.-odparł pewny siebie David.
- A niby skąd możesz to wiedzieć idioto?-zapytał ten drugi.
- To kretyni...widziałem to.-jego kolega prychnął.Usłyszałam jak wstaje od stołu.Spanikowałam i pobiegłam na górę.Zamknęłam się w swoim pokoju i usiadłam pod drzwiami.Odpłynęłam.

Ranek 8.00

Obudziło mnie to samo c o zawsze.Burzenie do drzwi.
- Wstawaj frajerko!-krzykną David.Tyle razy go prosiłam by dał mi spokój, ale to jest diabeł wcielony.
- Spadaj kretynie!-wrzasnęłam.Usłyszałam wiązankę przekleństw na moją osobę.W dupie już go mam.Powolnym krokiem podeszłam do szafy.Wyciągnęłam wieszak z gotowym zestawem na dziś.Ubrałam go, zrobiłam fryzurę i na koniec nałożyłam na twarz trochę babskich pierdołek.Wyglądałam dosyć elegancko.Uśmiechnęłam się sama do siebie w odbiciu.Nie zależy mi na tym by zrobić na wszystkich wrażenie moim wyglądem.Nie jestem jakąś pięknością.Chciałabym by wszystko było w porządku.Wzięłam mały kluczyk do ręki.Otworzyłam dolną szufladę.Wyjęłam z niej małe, ozdabiane pudełko.Zdmuchnęłam z niego warstwę kurzu.Dawno do niego nie zaglądałam.Oczy mi się zaszkliły na falę wspomnień z mamą.Położyłam ją na komodzie i włożułam kluczyk do dziurki z boku. Kilka razy przekręciłam nim i powolutku otworzyłam pozytywkę.Zaczęła z niej grać melodia.Mała, złota baletnica zaczęła obracać się.Jest to pozytywka mamy.Dostałam ją po swoim pierwszym występie w teatrze od babci.Mama niestety nie zdążyła zobaczyć jak tańczę na scenie.Babcia Lucy mówiła mi zawsze, że ta mała baletnica w pudełku to mama i tańczy specjalnie dla mnie.Wierzyłam w to.Miałam sześć lat.Kiedy miałam złe dni nakręcałam ją i słuchałam.Ostatni raz używałam jej parę lat temu.Znudziło mi się ciągłego słuchania tego samego, a i tak nic to nie dawało.Patrzyłam na malutką postać w pudełku.Byłam zahipnotyzowana.Zamknęłam oczy i słuchałam.Byłam odprężona.Ten spokój.Niestety ktoś musiał mi go zakłócić! Zamknęłam pozytywkę i schowałam do szuflady.Podeszłam do łóżka.Zabrałam grający telefon.Przyłożyłam go do ucha.
- Hejka Riri! Za piętnaście minut bądź gotowa.-powiedziała i rozłączyła się szybko.
- Jasne.-odparłam cicho.

Zeszłam na dół.Wyciągnęłam z kredensu w kuchni małą miseczkę.Nasypałam do niej kolorowych płatków śniadaniowych i zalałam mlekiem.Mmm...nie ma to jak tęczowe śniadanie.Usiadłam przy stole i zaczęłam konsumować.Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.To za pewne ciocia Spencer.


Pani Spencer to nasza gospodyni, sprzątaczka? Tata ją zatrudnił dwa lata temu i pozostałam na tym, że jest ciocią Spencer.Jest to kobieta około pięćdziesiątki, nosi fioletowy fartuszek, na nosie ma okrągłe okulary.Gdy jestem w domu pomagam jej przy porządkach czy też obiedzie.Mam dwie zdrowe nogi więc mogę pomóc starszej osobie.Kobieta wkroczyła do kuchni z zakupami.Przyjaźnie się uśmiechnęłam.Spencer przytuliła mnie.
- Cześć słonko .-odparła miło.
- Hej ciociu.-wzięłam łyżkę ze smakołykami do ust.Głośnio chrupałam.
- Gdzie masz Davida?-zapytała po chwili.Wzruszyłam ramionami.
- Pewnie już poszedł do szkoły.-oznajmiłam z pełnymi ustami.Do szkoły? Śnię.Gdzieś będzie się szwendać, ale nie chcę martwić Spence.Wstałam od stołu z pustą miską i włożyłam  ją do zlewu.
- Ja też już  pójdę.-odparłam kierując się do przedpokoju.Ubrałam balerinki koloru łososiowego z ćwiekami.- Pa!-krzyknęłam i wyszłam.

Czekałam chwilę pod domem Inez.W końcu ujrzałam przyjaciółkę.Ubrana była tak.Wyglądała bardzo ładnie.Jak zawsze.Przywitałam się z nią i razem udałyśmy się do szkoły.


Stoimy przed wielką, pomarańczową budą.Pełno twarz, których nie znam zmierzają do szkoły.Chwyciłam Inez za rękę.Przełknęłam ślinę i ruszyliśmy.Dziwnie się czułam nikogo tu nie znając.Udałyśmy się na salę.Panował tam nie zły tłok.Można się tu zgubić.jest gorzej niż w gim bazie.Stanęłam razem z przyjaciółką gdzieś z tyłu.Szukałam wzrokiem mojego braciszka z resztą jego głupich koleżków.Rozglądałam się, ale to było jak szukanie igły w stogu siana.Zrezygnowana postanowiłam słuchać dyrektorki.Troszeczkę przynudzała.Nie! Troszeczkę to za mało powiedziane! Kogo interesuje to, że przez wakacje czytała Empire Falls Richarda Russo? Mnie zbytnio nie ciekawi to.

- No, a wracając do ważniejszych rzeczy...chciałam bardzo gorąco powitać pierwszoklasistów w naszym liceum!-powiedziała i wszyscy zaczęli klaskać.- Możecie rozejść się z wychowawcami do klas.Tam rozdadzą wam plany lekcji.-dodała.

Było jeszcze gorzej.Dziewczyny musiały się przepychać by dostać się do drzwi.Było to jak walka o  życie.Nikt nie zwracał uwagi na to czy podeptał cię czy też wywrócił.Rita myślała, że liceum jest bardziej bezpieczniejsze.Pomyliła się.Wyszły prawie ostatnie.Inez miała lekko rozwalonego warkocza, ale i tak wyglądała świetnie.Rita na to miast wyglądała jakby miała gniazdo na głowie.

Szły same pustym korytarzem poszukując toalety.Podeszły do jakiegoś chłopaka, ale on skrzywił się i odszedł.Osłupiały.
- Jesteśmy aż tak brzydkie?-zapytała zaskoczona Inez zachowaniem chłopaka.Poklepałam ją po ramieniu.
- Nie...ty jesteś piękna.-pocieszyłam ją.- Ja go odstraszyłam swoim wyglądem.Wyglądam jak ciocia Sara na Halloween.-zrobiłam minę zombi.Inez tylko zachichotała.Rita próbowała jakoś ukryć swoje poszarpane włosy, ale nie wychodziło jej to za bardzo.
- Świetnie!-powiedziała sama do siebie.Czerwonowłosa próbowała jakoś wyciągnąć wsuwki, które utknęły w jej kołtunach.
- Czekaj.-odparła Inez i kazała usiąść przyjaciółce na parapecie.- Doktor McCurtney cię uratuje z opresji.Wyciągnęła z torebki nie wielki grzebień i zaczęła rozczesywać włosy Rity.Trwało to nie całe sześć minut, a efekt był bardzo ładny.Rita dotknęła dzieła Inez.Miała splecione włosy w pięknego kłosa.
- Jesteś nie zła w te klocki.-odparła zachwycona.
- Dziewczynki, a wy dlaczego nie w klasie?-dziewczyny gwałtownie się odwróciły i ujrzały wysoką, ciemnowłosą kobietę.Rita otworzyła usta, ale nic nie powiedziała.
- Nie umiemy znaleźć naszej klasy.-wytłumaczyła Inez.
- A kto jest waszym wychowawcą?-zapytała.Dziewczyny spojrzały na siebie.Rita wzruszyła tylko ramionami, ale Richard jakby olśniło.
- Em! Pani Smith to nasza wychowawczyni.-powiedziała zadowolona Rita.Kobieta przyjaźnie się uśmiechnęła i wyciągnęła do nich rękę.
- Miło mi.-odparła.Dziewczyny uścisnęły dłoń Smith i przez chwilę rozmawiały.Dostały plany lekcji i pożegnały się z kobietą.Szły długim korytarzem aż usłyszały dzwonek.Z wszystkich klas wyszli, a raczej wybiegli uczniowie.Nastolatki od razu pobiegły gdzieś do toalety.Znalazły swój schron.Tylko tutaj panuje spokój.Dlatego tez pewnie tu będą najczęściej przebywały.Damska toaleta to ich drugi dom.
Poczekały pięć minut i wyszły ze swojej kryjówki.Korytarz był prawie pusty.Stało pod ścianą kilka kujonów, którzy męczyli nauczycieli swoimi mądrościami.Na spokojnie w końcu mogły opuścić nową budę.

Dziewczyny spokojnie spacerowały zielonym parkiem.Rozmawiały na różne tematy.Chociaż...rozmawiały to złe stwierdzenie ponieważ to McCurtney jadaczka wciąż się nie zamykała.Rita błądziła głęboko w  swoich myślach.Patrzyła na swoje stopy i zadręczała się myślami.
- Wiesz, zacznę nosić dresy w kropki.-odparła Inez.
- Mhm...to dobry pomysł.-mruknęła pod nosem Rita.Blondynka się oburzyła i pstryknęła przyjaciółce palcami przed oczami.Ta się zlękła i spojrzała na nią.- Co?-zapytała.
- Riri! Znowu mnie nie słuchasz!-powiedziała.
- Przepraszam, ale mam na głowie ważniejsze rzeczy niż to, że Cindy Crawford przytyła dwa kilo!-powiedziała Rita.
- To nad czym tak rozmyślasz?-zapytała ciekawa Inez.
- O Davidzie.
- Nad tym palantem?! Błagam Cię...wiesz, że nie warto.-tłumaczyła rozbawiona.No racja...Dav nie jest zbyt miły wobec mnie, że to tak ujmę, ale jako jego siostra powinnam się o niego martwić co nie? To mój brat.Nie jest idealny to prawda.Nie jest zbyt odpowiedzialny...to też prawda.No i zawsze muszę myć wieczorem naczynia po nim! To też prawda.Rodziny się nie wybiera..., a szkoda. 
- Wiem Inez, że nie jest idealnym bratem.-odparłam zachowując spokój.
- Nie! Mi nie chodziło, że jest złym bratem...on to chodzący błąd życiowy.-powiedziała, ja pokiwałam głową.Racja...ona zawsze musi mieć rację! 

12.40 

Wróciłam do domu.
- Spence! Wróciłam już!-wrzasnęłam i usłyszałam jak zbiega ze schodów.Podbiegła do mnie i chwyciła za dłonie.
- No i jak słoneczko nowa szkoła?-zapytała z błyskiem w oczach.Myślałam chwilę czy nie powiedzieć '' do dupy'', ale się powstrzymałam.
- Jakoś...jest inaczej.-nic innego nie umiałam wymyślić. 
- Choć, upiekłam pyszne ciasto czekoladowe.-już chciała pójść, ale ją zatrzymałam.
- David już wrócił?-zapytałam szeptem.Pokazała kciukiem w bok.
- Siedzi ze swoimi koleżkami w salonie.-mówiła cicho.Kiwnęłam głowa i dalej już jej nie słuchałam.Jeszcze ich to brakowało.Patrzyłam ślepo przed siebie i mrugałam.Ten z Loczkami też tu jest? Pomyślałam.Jest z niego nie złe ciacho.Mam słabość do chłopięcych loków.Na samą jego myśl moje serce mocniej zabiło.Co się ze mną dzieje?
- Idziemy po to ciacho?
- Co? On wcale mi się nie podoba.-powiedziałam szybko.Ciocia zmarszczyła czoło i spojrzała pytająco.
- Pytałam się ciebie czy idziemy do kuchni po ciasto.-powiedziała powoli, a ja zdałam sobie sprawę na jaką wyszłam kretynkę.
- Tak! Oczywiście!-wzięłam ją pod ramie i zaprowadziłam do kuchni.Wzięłam jakąś gazetę i zaczęłam udawać, że coś czytam.Nie chcę by pojawiły się pytania Kto ci się podoba? Jak ma na imię? Kochasz go? To mnie denerwuje.Wyjrzałam zza gazety na Spencer.Kroiła dla mnie ciasto czekoladowe.Mmm...kocham to ciasto.Ciocia postawiła przede mną talerzyk ze smakołykiem.Rzuciłam się na ciacho jak lwica na jej padlinę.W nie całe pięć minut pochłonęłam dwie porcje.Może i muszę dbać o swoją linię, ale mam prawo czasem zaszaleć.Wytarłam usta serwetką.Spence znów poszła coś robić.Ta kobieta nie umie usiedzieć chwili na dupie.Wstałam od stołu i odniosłam talerzyk do zlewu.Usłyszałam jakieś piski ze salonu.Z początku myślałam, że te małpy się wygłupiają.Jednak to ''piszczenie'' to było miauczenie mojego kociaka.Od razu szybko pobiegłam do salonu.Wybiegłam zza rogu.Na przeciwko mnie stał tyłem jeden z nich.Trzymał za skórę w powietrzu mojego kociaka Loren.Zerwałam się z miejsca , w którym stałam i wyrwałam z łapsk tej gnidy zwierze.Od razu na mnie spojrzał.To on.Ten z autobusu.Ten z lokami.Ten, który ma takie zwalające z nóg, zielone oczy.Patrzył na mnie taki rozbawiony.Jego koledzy i mój brat śmiali się.Zrobiłam zamach ręką, ale złapał ją i ścisnął.Bolało.Silny jest.
- Na twoim miejscu nie robiłbym tego królewno.-ostrzegł groźnie.Prychnęłam i przewróciłam oczami.
- Na twoim miejscu nie robiłbym tego królewno.-obniżyłam głos i naśladowałam go.- Mam ciebie tak chwycić za włosy i potrzymać w powietrzu?! Chcesz?!-oddaliłam się o krok i przytuliłam Loren.
Cud chłopak tylko przewracał oczami. Że co? Cud chłopak?! To przez te jego loki, oczy i te cholerne dołeczki.
- Weź mała to tylko zwierze!-powiedział rozbawiony tą sytuacją.Mam ochotę mu przywalić.
- A ma więcej serca niż ty!-prawie krzyknęłam.Jego oczy nie były takie jak przedtem.Pociemniały.Nie uśmiechał się.Ten jego groźny wzrok przyprawiał mnie o dreszcze.Czyżby nagła zmiana nastroju? Może jest w ciąży? Myślałam.
- Weź Harry...szkoda śliny na taką ciotę.-powiedział mój brat.Jak zawsze miły, ale nie przejęłam się jego komentarzem. 
- Ty jesteś Harry?!-zapytałam mocno zdziwiona.
- Masz z tym jakiś problem?-syknął.Popatrzyłam na niego od dołu po sam czubek głowy.Odwróciłam się na pięcie.
- Najwyraźniej tak.-powiedziałam i ruszyłam do góry schodami.- Dupek.-mruknęłam.Czułam ich wzrok na sobie.W ogóle się nie peszyłam ani nie obawiałam się, że przewrócę się i zrobię sobie siarę.Trzasnęłam drzwiami mojego pokoju.



Jest rozdział 2 :) Mam nadzieję, że się spodoba.Jeżeli wam się będzie CHCIAŁO to sięgnijcie do klawiatury i napiszcie komentarz.To bardzo wiele dla mnie znaczy!!!




wtorek, 12 sierpnia 2014

Ich otoczenie



No hejka! Tu zamieściłam specjalny post.Dowiedźcie się jak mieszka Rita, Ines i reszta bohaterów. 




                                                       Dom Rity, Davida i ich ojca.


  


Jak widzicie dosyć ładny dom.Duży i bogaty.Ojciec Rity jest biznesmenem dlatego go stać na taka chatę.Po prawej jest okno do pokoju Rity, a po lewej jest pokój Davida.



                                                                   
                                                                              Dom Ines        

Dosyć duży prawda?  Mieszka na przeciwko swojej przyjaciółki.Mieszka z rodzicami i rodzeństwem.Jej rodzice odziedziczyli ten dom po zmarłej babci.



Dom Harr'ego i Zayna




Jest to chata Zarry.Tak ja sobie nazwali.Mieszkają razem od po nad roku.Obaj są nadziani.Zbierają dosyć duże sumy na wyścigach i grach. 



Szkoła Art Students ( ta nazwa jest wymyślona)




To na tyle! Wygląd pokoi, łazienek, kuchni, salonu itp będzie ukazany w  rozdziałach bo było by tego za dużo :) do zobaczenia i pamiętaj!


Tobie zajmuje to chwilę, a dla mnie to pochwalenie za dobrą robotę !!!






piątek, 8 sierpnia 2014

Chapter 1


''Detektyw''

- I raz, dwa, trzy!- liczyła kroki Pani Gordon.Pani Hilary Gordon to nauczycielka, a za razem przyjaciółka Rity i Ines.Uczy je od czwartego roku życia, ale to już chyba wam powiedziała Rita.Hilary to dosyć wymagająca osoba.Gdy sobie coś wmówi, nie spocznie aż jej się to nie uda.jest zawzięta i ostra, ale ma serce anioła.Tak mówi Riri. Mimo swojej surowości jest pogodną osobą.Nie da się przy niej nudzić.- Pięć, sześć i assemble!-krzyknęła nazwę kroku.Dziewczyny ukłoniły się trenerce i głośno dyszały.Nie dziwić się im.Przez wakacje trenują trzy dni po cztery godziny.Hilary patrzyła chwilę na nastolatki, a po chwili zaczęła bić im brawo.Na jej twarz wkradł się miły uśmiech.- Powiem Wam jedno laseczki.-szepnęła i chwyciła dziewczyny za ramiona.Patrzyła parę sekund na spokojne dziewczyny.- Jesteście jak dwa łabędzie.Piękne i rzadkie.-dodała chwytając za brody nastolatek.Rita oraz Ineska przyjaźnie się uśmiechnęły i spojrzały na siebie z wesołym wyrazem twarzy.
- Dziękujemy.-odparła Ines.Pani Gordon założyła ręce na piersi.
- Dziewczynki od przyszłego tygodnia zajęcia mamy tylko w piątki w godzinach popołudniowych.-oznajmiła poważnie.Dziewczyny odetchnęły z ulgą.Teraz będą mieć więcej czasu dla siebie niż zwykle.- Ja też mam dzieci i muszę się nimi zajmować, wozić do szkoły no i ogólnie kontrolować te urwisy.Pasuje wam to?-zapytała.
- Oczywiście!-prawie krzyknęła czerwonowłosa.- Jak najbardziej-dodała ciszej spuszczając wzrok na baletki.Hilary tylko zachichotała, a Rita zrobiła się purpurowa. Ineska dała Richard kuksańca w bok, a ta ją dziabnęła palcem w  brzuch.
- To dziewczyny do następnych zajęć i życzę wam powodzenia w nowej szkole.- kobieta pocałowała nastolatki w policzek i zniknęła.
- Ta...na pewno.-skomentowała to Rita.
- Oj chodź...nie będzie źle.-pocieszała ją blondynka robiąc głupie miny, które rozbawiały Ritę.
- Weź idiotko idziemy.-uśmiechnęła się szeroko i pociągnęła ją za rękę prowadząc do szatni.Chociaż ja tego bym tak nie nazwała...był to raczej gniazdko sprzątaczki, ale dziewczyny akceptują swoje warunki w ''szatni''.

                                                                       Rita*

Po długich staraniach i mękach włożyłam na nogi strasznie obcisłe spodnie.Zapięłam rozporek, zapięłam guzik i padłam na krzesło.Przetarłam ręką czoło.spociłam się od wkładania spodni? Możliwe.

- Jestem za gruba.-oznajmiłam patrząc na siebie.- Nawet do spodni się nie mieszczę.-dodałam bawiąc się paskiem od torby.
- Tak na pewno.Wyglądasz jak mors.- nabijała się ze mnie Ines, która wkładała bluzkę przez głowę.- Mors, który waży ledwie czterdzieści kilo i jest baletnicą.-śmiała się ze mnie.Powiedziała co wiedziała.Pomyślałam.- Nie jesteś gruba...to tylko te obcisłe spodnie.Dziwę się, że krew ci krąży w nogach.- mówiła wkładając strój i baletki do sportowej torby z pumy.
- No widzisz...ma się tą królewską krew.-powiedziałam trzymając nos w górze jak jakaś dama.
- Śnisz księżniczko.- wybełkotała robiąc sobie kucyka.Prychnęłam i spojrzałam za okno.Ściemniło się.Patrzyłam chwilę na pusta ulicę do póki nie wyrwała mnie z moich zamyśleń przyjaciółka.
- Idziesz czy będziesz tu spać?-zapytała pokazując na drzwi.- Jeżeli wybierasz tą drugą opcję to życzę Ci dobranoc z pająkami.-wzdrygnęła się na myśl o pająkach.Zawsze się ich bała.Kiedyś w podstawówce rozniosła cała klasę bo maciupenki pająk siedział jej na ramieniu.To było jak tornado.Wszystko latało po klasie.
- Dobra już chodź ty pająku.-popchnęłam ja lekko do przodu, a ona zmierzyła mnie wzrokiem.
- Nawet tak do mnie nie mów.-odparła ostro i poważnie.

Wyszłyśmy z domu kultury.Tak z domu kultury.Tam mamy specjalną, nie wielką salkę do ćwiczeń.Ciocia Hilary uczy tylko nas.Tak prywatnie.Przygotowuje nas do różnych castingów w teatrze czy przedstawieniach.Zawsze nam się udaje.Dzięki niej.

Zbiegłyśmy po schodach i przeszłyśmy przez drogę.Przeszłyśmy kilka metrów i dotarłyśmy do przystanku.Usiadłam na plastikowej, żółtej ławce i włożyłam bluzę.Zrobiło się chłodno.Kątem oka spojrzałam na Ineskę. Poprawiała swój wygląd.Ubabrała sobie usta od błyszczyku.
- Po co się malujesz?-zapytałam wyczekując na jej ciekawą odpowiedź.
- Bo mi usta zaschły.-odpowiedziała patrząc w lusterko , a potem zrobiła dziubek.
Interesujące czyż nie?
- Tak z pewnością.-wybełkotałam.- Na pewno podoba Ci się kierowca autobusu.-dodałam z chytrym uśmieszkiem na twarzy.Ona zakryła sobie usta ręką i szybko schowała twarz w torbie.Udawała, że wymiotuje.
- Wiesz...gdyby schudł z dwadzieścia kilo, zapuścił włosy , nie byłby kierowcą autobusu...i co najważniejsze gdyby nie był o piętnaście lat straszy ode mnie...-wzięła głęboki wdech.- Nawet wtedy bym się z nim nie umówiła.-dodała wesoło i poprawiła włosy.Ja tylko westchnęłam i spojrzałam w górę.Ciemne niebo przyozdabiały gwiazdy.Było ich wile.Nie do policzenia.Pomyślałam o mamie.Zawsze gdy patrzę w gwiazdy o niej myślę.Mimo tego, że nie pamiętam jej zbyt dobrze.Przypominam sobie tylko to, że zawsze do snu śpiewała mi piękną kołysankę.Niestety pamiętam tylko refren.Zaczęłam sobie ją nucić.Kołysałam się na boki i myślałam o mamie.Wciąż myślę, że jest tam między gwiazdami i patrzy na nas.
Po jej odejściu mój brat David strasznie się zmienił.Stałam się dla niego wrogiem numer jeden.Zaczął niszczyć moje lalki, misie i inne zabawki, ale nigdy nie skarżyłam się tacie.Wiedziałam, że on też przeżywa śmierć mamy.Byłam pewna, że z biegiem czasu zmieni się.jednak los chciał inaczej.David zaczął wyśmiewać mnie w podstawówce.Obrażał mnie na każdym kroku, ale wciąż wierzyłam że będzie lepiej.Płakałam nocami.Przychodziłam do jego pokoju i chciałam porozmawiać, a nawet przeprosić.Tylko nie wiem za co chciałam przepraszać.Nic mu nie zrobiłam.Teraz w ogóle się do mnie nie odzywa.Ignoruje mnie i omija bez uczucia.To okropne uczucie gdy ktoś z twojej rodziny nienawidzi Cię.Gdy ktokolwiek Cię nienawidzi.Pogodziłam się już z tym.Poczułam lekki ból w boku.spojrzałam na Ines. Patrzyłam pytająco na nią.
- Nie patrz na mnie tak tylko powtórz co mówiłam.-powiedziała i wstała z założonymi rękami na piersi.
- Nie słuchałam cię.Przepraszam.-ona tylko pokiwała głową.
- Chodź...nasz transport już jedzie.-pokazała na nadjeżdżający autobus.Zabrałam swoją torbę i wstałam.Czerwony autobus zatrzymał się, a kierowca otworzył nam drzwi.

Kupiłyśmy bilety usiadłyśmy na trzecim siedzeniu. Oparłam głowę o szybę i usiadłam bokiem.Wyciągnęłam z kieszeni pogniecioną paczuszkę gum orbit.Zabrałam jedną i poczęstowałam Ines.Chwilę żułam mlaskając.Denerwowało to Ineskę więc mi to sprawiało ubaw.Zaczęłam robić różowe balony.Jestem w tym mistrzynią.Tylko ktoś w blond włoskach postanowił robić mi na złość i dziabać w moje balony z gumy.Pojazd się zatrzymał, a drzwi autobusu się otworzyły.Ujrzałam mojego brata.O dziwo...kupił bilet i idą patrzył na mnie jak na jakieś zdychające zwierze.Bez uczucia.Patrzyłam mu prosto w oczy.Widziałam w nich swoje odbicie i jednocześnie złość.

- Czego się gapisz sieroto?-zapytał nie miło.Spuściłam wzrok.Błagałam w duchu by poszedł już sobie.Tak się stało.Poszedł z kolegami na tyły.Ines mnie pogłaskała i poczochrała po włosach.
- Ja to wiem...i ty to wiesz...i każdy inny kto go zna...wie, że to dupek.-oznajmiła mówiąc głośniej ostatnie słowo by to usłyszał.No i udało jej się.Usłyszał i coś pieprzył pod nosem.Spojrzałam kątem oka na tyły.Znam stamtąd tylko  Davida i Zayna.Kiedyś był u nas.Nie znam go za bardzo.Jedyne co do mnie powiedział to cześć i narka.Był tam jeszcze jeden osobnik.Chłopak z lokami.Miał pełno tatuaży na rękach.Wygląda na typowego badboya.Otrząsnęłam się i zatrzepotałam kilka razy rzęsami.Chłopak z lokami patrzył prosto na mnie.Na jego twarzy widniał triumfalny uśmieszek.Pewnie oblała mnie czerwień.Szybko się odwróciłam i nabrałam powietrza. Ines znów poprawiała usta.Ona ma bzika na punkcie wyglądu.Postanowiłam udać, że nic się nie stało.
Patrzyłam prosto przed siebie i marzyłam o tym by rzucić się na łóżko i zasnąć.
- Widziałam.-odparła dziewczyna i patrzyła w lusterko.Zmarszczyłam brwi.
- A-ale co?-pytałam spanikowana.
- Wyglądasz jak buraczek kochana.Podoba Ci się.-odpowiedziała chowając lusterko do torebki.
-Co?!-prawie krzyknęłam, a cały tył na nas spojrzał.
- Czego się gapisz sieroto?-zapytałam tym samym pytaniem mojego brata.Zrobił oczy jak pięć złotych.Pierwszy raz się tak do niego odniosłam. Zayn i ten drugi zachichotali.Nie wiem dlaczego to zrobiłam.Nie chcę stać się taka jak on.Odwróciłam wzrok w stronę Ines.
- Nie, nie podoba mi się ten koleś.Wolę kierowcę autobusu.-powiedziałam podnosząc torbę z podłogi.
- Jest przystojny.Wygląda na niegrzecznego.-mówiła blondynka.
- To sobie go weź.-wybełkotałam.
- Przecież wiesz, że ja mam Keva.No i za nie długo obchodzimy naszą pierwszą rocznicę związku.-powiedziała podekscytowana.Szczęściara .Kev jest super kolesiem, ale to nie mój typ.
- Chodź.-założyłam torbę na ramię i wstałam.Przytrzymałam się siedzeń obok by nie wywrócić się jak ostania idiotka na świecie i nie zrobić sobie wstydu.Poszłam do przodu.Kierowca otworzył drzwi, a ja grzecznie podziękowałam.Nabrałam świeżego powietrza do nosa.Tyłem wyszli ci trzej muszkieterowie.Odeszłyśmy kilka kroków dalej.Ines tłumaczyła mi to jak ona cierpi bo nie wie co włożyć na jutrzejszą akademię.Też chciałbym mieć takie problemy.Ineska wciąż nawijała czy wziąć  różową w kwiatki  czy może czarną w cekiny.
- Czarną.-powiedziałam szybko, a ona się uśmiechnęła.
- Czytasz w moich myślach.-odparła krzyżując ręce na piersi.
- Jesteśmy przyjaciółkami. Wiem o tobie więcej niż ja sama o sobie. -dodałam z przyjaznym smailem.Spojrzałam bok.Stali tam i coś omawiali.Na pewno nie lekturę.Mój brat wyciągnął telefon z kieszeni i coś pokazał kolegom.Spojrzeli na siebie mroźnym wzrokiem, chwilę później na ich twarzach widniał  chytry uśmieszek.Tak jakby coś kombinowali.Wszyscy przybili wspólnego żółwia.Tak...jak na dorosłych chłopaków maja bardzo dziecinne zachowanie.Nie mówię, że to złe.Ja sama jestem okropnie dziecinna.Nawet nie wiecie jak bardzo.
- Ej! Znów to samo!-szturchnęła mnie blondynka.- On ci się podobno nie podoba.
- Po mi się nie podoba, ale oni coś kombinują Ines.-wytłumaczyłam jej patrząc prosto w jej niebieskie oczy.Ona pokiwała powoli głowa i zajrzała na nich.Skrzywiła wyraz twarzy.
- Oni?-zapytała z słyszalną ironią w pytaniu.
- Hm..pomyślmy-spojrzałam w górę i chwyciłam się za brodę.- Jesteśmy tu tylko my  niewinne, słodkie nastolatki, a obok stoją chłopcy którzy coś skrycie omawiają, wyglądają na groźnych i cieszą się z czegoś jak dziewczyna która dostała pierwszego okresu .-udawałam, że myślę.- Kto mógłby coś kombinować?zapytałam retoryczne pytanie.- Wiem! pewnie sąsiedzi chcą zrobić napad na warzywniak.-powiedziałam szepcząc i rozglądając się dookoła z podejrzanym wzrokiem.
- Weź skończ bo już ci bije na czaszkę kobieto. -odparła Ines i zachichotała.- No, ale co oni-ostatnie słowo podkreśliła ironią.- Mogliby kombinować? Przecież po samym stylu ich ubierania widać, że to kretyni.-powiedziała obczajając ich ubiór.- Błagam...bandamki wyszły z mody z jakieś pięć tygodni temu.-dodała.Bandamkę  miał Zayn na nadgarstku.Lekko ją kopnęłam w kostkę.
- Ałć- jęknęła.Spojrzałam na zegarek.Muszę wracać.Przytuliłam Ines i pocałowałam w policzek.Ona zrobiła to samo.
- Do jutra matole.-odparłam poważnie, a ona przewróciła oczami i pokazała mi język.Odwzajemniłam to.
- Pa karaluchu.-powiedziała i odeszła.
- Karaluchu?-zapytałam.
- A weź idź spać.-powiedziała gdy już była na drugiej stronie drogi.

W domu Rity*


Rzuciłam torbę gdzieś w kąt mojego pokoju i rzuciłam się na łóżko.Nawet mój miś Pan Perry podskoczył.Widzicie? Jestem strasznie dziecinna.Położyłam się na plecach i spojrzałam na ozdabiany sufit.Przygryzłam wargę i myślałam.Dosyć długo.Co David ma w tym telefonie? No,  a może pokazywał im zdjęcie jakieś dziewczyny.Przydałby mu się laska.Trochę by go naprostowała.No, ale to na pewno to nie to.Dręczyło mnie to.


Przebrałam się do piżamy i usiadłam na podłodze.Gdy przychodziły mi czarne scenariusze do głowy związane z moim bratem marszczyłam czoło i próbowałam o nich zapomnieć.Chodziłam po całym pokoju.Skakałam po łóżku, słuchałam muzyki, tańczyłam, a nawet zagrałam sobie w grę na telefonie, ale sprawa z Davidem nie dawała mi spokoju.Gdybym nie była ciekawska to olałabym to, ale moja ciekawość nie zna granic. Niestety.Wpadł mi pewien pomysł do głowy.Bardzo ryzykowny, ale może przyniesie rezultaty.Wstałam z podłogi podążyłam do drzwi.Otworzyłam je i sprawdziłam czy jest czysto.Korytarz świecił pustością.Zamknęłam za sobą drzwi.Pokój Davida był nie daleko mojego.Drzwi jego komnaty były lekko uchylone.Cichutko podeszłam na palcach.Nic nie słyszałam nic ani nikogo.Pewnie jest na dole i ogląda swój ulubiony serial ''Kochanka''.Same głupoty.Trochę boję się tam wejść.Nie ze względu na jego wielki bałagan.Zgaduję, że nie jest tam zbyt czysto.Nie wiem bo nie wchodziłam do tego pokoju z sześć lat.Wrócą te wszystkie wspomnienia.


Wyciągnęłam rękę do przodu.jesteś odważna i silna.Dasz radę.Dopingowałam się.Chwyciłam za klamkę.Moja szczęka drżała, a nogi uginały się.Nacisnęłam powoli klamkę i otworzyłam drzwi.Podniosłam  wzrok do góry.Zamurowało mnie.wszystko było takie nie do opisania.Jego łóżko, szafa, biurko, podłoga, ściany.Kilka razy zatrzepotałam rzęsami.W jego pokoju panowała niesamowity porządek.Nie wiedziałam, że tak dba o swoje otoczenie.Mówiąc szczerze to nie za wiele o nim wiem.Nie spodziewałam się tego! Ani przez chwilę nie pomyślałam o tym, że może być tu tak czysto.Zrobiłam kilka kroków przód.Uważnie wszystko skanowałam oczami.Nic podejrzanego.I jak ja tu mam się dowiedzieć co się dzieje gdy tu wszystko jest poukładane jak w zegarku.Patrzyłam na regały.Były tam ramki z fotografiami.Na większość był David z rodzicami gdy ja byłam dopiero w planach.Przetarłam opuszkami palców po szafce.Bez kurzu.


Usłyszałam pikanie telefonu.Rozglądnęłam się po pomieszczeniu.Leżał na jego biurku.Nie wiem po co mu biurko skoro on się nie uczy.Podeszłam do niego.to pewnie wiadomość.Bez namysłu zabrałam go do ręki.Nacisnęłam palcem na ekran.Nie ma blokady, hasła, a nawet jakiegoś wzoru? Dziwne.Nie boi się, że ktoś przeczyta jego wiadomości? Na przykład ja? No cóż...pech.Nacisnęłam na otwórz nową wiadomość i czytałam.


Harry: Jutro, wieczorem przed Embargo 59.


Co? Emabargo 59 to nocny klub nie daleko mojej pracy.Jeden z najlepszych klubów w Londynie.Tak słyszałam.Jeszcze raz przeczytałam wiadomość.Postanowiłam dalej poszperać w telefonie.Nie które wiadomości były kompletnie bezsensowne.Pewnie pisał je po pijaku.No, ale parę wiadomości było dosyć podejrzanych.No na przykład ta : Dzisiaj stawka jest większa ! Nie zwal tego. albo ta: Dzisiejszym konkurentem będzie Jocker.Nawet nie wie w jakie gówno się wkopał.


Nie ogarniam.Jaka stawka? Jaki Jocker? O co chodzi? No i te wiadomości w większość były od Zayna i jakiegoś Harr'ego.Nie znam go.Może to ten z autobusu? Nie wnikam.

- W lodówce jest piwo.Ja za raz wracam.-usłyszałam krzyk barat.Podskoczyłam jak oparzona.Szybko odłożyłam telefon, a moje ręce się trzęsły tak jakbym miała bardzo wysoki spadek cukru.Tak mają cukrzycy.Co teraz? Spanikowałam i wpełzłam pod łóżko.Oby mnie nie zauważył.Błagam Boże.Mocno przygryzłam wargę i skuliłam się.

Drzwi momentalnie się otworzyły.Trzasnął nimi i głośno westchnął.Stał chwilę w miejscu w milczeniu i nagle...



No hejka! Koniec rozdziału 1.Podoba się? 

PS; Za nie długo pojawi się zwiastun.






poniedziałek, 4 sierpnia 2014

PROLOGUE



Prologue...



Nie bój się! Idź dalej.Nie przejmuj się! Korzystaj z życia.Zaciśnij pięści, zamknij oczy, weź głęboki wdech i zrób krok.To takie łatwe prawda? Sięgnij do swoich myśli po coś co naprawdę kochasz.Coś, ktoś bez kogo nie potrafisz żyć.Coś co daje Ci siłę, nadzieję i wiarę na kolejne dni.Coś co ma wielkie znaczenie w twoim życiu...co je zmieniło.

Stań i skup się.Skoncentruj się.Rozluźnij napięte mięśnie.Zamknij powieki.Stój spokojnie.Nikt Ci nie przeszkadza.Twoje bose stopy są pokryte wieczorną rosą.Czujesz jak przyjemny wiatr porywa twoje włosy.Czujesz lekki chłód, ale jest Ci dobrze.Stoisz w ciszy i słyszysz własny dech.Czujesz jak twoje serce spokojnie uderza.Jeszcze nigdy nie byłaś tak spokojna.

Czujesz, że możesz wszystko.Nie boisz się.Chcesz iść dalej.Nie przejmujesz się.Korzystasz z życia.Wiatr znów uderza w twoje ciało.Na twojej twarzy rośnie piękny uśmiech, który rozpromienił by najciemniejszą noc.Masz wszystko gdzieś.Nie zadręczasz się problemami i sporami.Liczysz się tylko ty i to co kochasz całym sercem.

Rozkładasz ręce jakbyś leciała.Tak jak za dawnych czasów Rose na Titanicu.Ruszasz palcami i śmiejesz się.Jesteś szczęśliwa.Cieszysz się swoim życiem.Chcesz by trwało ono jak najdłużej.Nie marnujesz ani jednej chwili.

Zaczynasz śmieć się.Z początku to tylko cichy chichot, ale później przeradza się on w głośny, prawdziwy śmiech.Kręcisz się wokół własnej osi i śpiewasz.Nie ważne czy pięknie czy brzydko.Nie obchodzi Cię to.Tańczysz z powietrzem.Muzyką jest szum lasu, dźwięk wodospadziku, cykanie pasikonika.Cieszysz się życiem.

Wkładasz różowe okulary i patrzysz.Nie ma płaczu, smutku, nienawiści i zła.

Bo cofamy się do tyłu tylko po to by wziąć rozbieg.





Hejka! No i prolog jest.Może trochę nie na temat, ale jakoś tak mi samo przyszło.

Rozdział pierwszy powinien się wkrótce ukazać :*