środa, 27 sierpnia 2014

Chapter 2





'' Moja Loren !'' 



I nagle szybkim krokiem podszedł do biurka.
- Nie otwierałem tej wiadomości.-oznajmił podejrzanie.Kurde.Mój błąd.- Walić to-dodał i schował telefon do kieszeni.Uff.Podszedł do szafy i kucnął.Wyciągnął coś z pod niej i wstał.Szeleścił czymś.Chwilę stał w spokoju i zjadł coś z ręki.Niestety nie widziałam co.My nie mamy lodówki czy jak? Na pewno to nie były cukierki.Wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.Odetchnęłam z ulgą.Nie chcę wiedzieć co by to było gdyby mnie znalazł.Piekło.Wypełzłam z pod łóżka i podniosłam się.Otrzepałam przednią cześć swojego ciała z brudu.Tylko tam chyba nie sprząta.Nie zamierzałam dłużej tam zostawać.Innym razem pobawię się w detektywa.Opuściłam jego pokój z ostrożnością.Od strachu zaschło mi w gardle.Muszę się czegoś napić.Mam nadzieję, że nie spotkam po drodze któregoś  z tych bandziorów.Cichutko jak kot zakradłam się do kuchni.Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej zimne mleko.Otworzyłam karton i napiłam się z gwinta.Nie chcę mi się nalewać do szklanki.Jaki ze mnie leń prawda? Nie, nie prawda.Mam szesnaście lat i już pracuję, chodzę na treningi i jeszcze szkoła.Jeżeli napiję się prosto z kartonu świat się nie zawali.Włożyłam z powrotem mleko do lodówki.Wyciągnęłam telefon z kieszeni.Tata napisał, że nie będzie go przez tydzień.W kuchni postanowił mnie odwiedzić mój brat.Gdy mnie zobaczył skrzywił się i otworzył szafkę.Wyciągnął z niej paczkę papierosów.Włożył jednego do ust.Szperał później w kapsie spodni i wyjął zapalniczkę.Podpalił do świństwo i zaciągnął się.Podszedł do mnie i prosto dymem dał mi w twarz.Co za idiota! Machałam rękami by dym zniknął z mojego otoczenia.
- Spać smarkulo-odparł i robił kółeczka dymem.Co za prosie.
- Bo co?-zapytałam go.
- Nie tym tonem kretynko.-odparł groźniej, a mnie przeszedł dreszcz.- Ojciec wyjechał na tydzień?-zapytał ruszając dziwnie brwiami.Co on znowu kombinuje? Wzruszyłam ramionami, a w kuchni niespodziewanie pojawił się ten Lokami.Gdy mnie zobaczył zachichotał i ukazał swoje dołeczki.Zaczerwieniłam się.Analizował mnie od stóp do głowy.Jego wzrok spoczął na moich oczach.Ja speszona tym spuściłam głowę w dół.Odwróciłam się i odłożyłam szklankę do zlewu.Umyłam ją i wytarłam ręce.Modliłam się w duchu by sobie już poszedł.Słyszałam, że szepczą.Pięknie! Nienawidzę gdy ktoś mnie obgaduje.Obróciłam się.Stali tam, siedzieli przy stole, palili i pili alkohol.Odeszłam kierując się do schodów.

Zniknęłam za rogiem, ale zatrzymałam się i przyparłam do ściany.Agent R nigdy się nie poddaje.Włączyłam swój podsłuch.Moje uszy.
- Stary...nie pij za dużo na jutrzejszej imprezie.-powiedział ten dziwny typ.
- Niby dlaczego?!-oburzył się mój braciszek.
- Bo we wtorek jedziemy po towar.Musimy być trzeźwi...mogą coś odpierdolić.-powiedział zirytowany.Jaka impreza? Jaki towar? Czy mój brat majsterkuje coś przy narkotykach?! Przeszedł mnie dreszcz.
- Nic nie odpierdolą.-odparł pewny siebie David.
- A niby skąd możesz to wiedzieć idioto?-zapytał ten drugi.
- To kretyni...widziałem to.-jego kolega prychnął.Usłyszałam jak wstaje od stołu.Spanikowałam i pobiegłam na górę.Zamknęłam się w swoim pokoju i usiadłam pod drzwiami.Odpłynęłam.

Ranek 8.00

Obudziło mnie to samo c o zawsze.Burzenie do drzwi.
- Wstawaj frajerko!-krzykną David.Tyle razy go prosiłam by dał mi spokój, ale to jest diabeł wcielony.
- Spadaj kretynie!-wrzasnęłam.Usłyszałam wiązankę przekleństw na moją osobę.W dupie już go mam.Powolnym krokiem podeszłam do szafy.Wyciągnęłam wieszak z gotowym zestawem na dziś.Ubrałam go, zrobiłam fryzurę i na koniec nałożyłam na twarz trochę babskich pierdołek.Wyglądałam dosyć elegancko.Uśmiechnęłam się sama do siebie w odbiciu.Nie zależy mi na tym by zrobić na wszystkich wrażenie moim wyglądem.Nie jestem jakąś pięknością.Chciałabym by wszystko było w porządku.Wzięłam mały kluczyk do ręki.Otworzyłam dolną szufladę.Wyjęłam z niej małe, ozdabiane pudełko.Zdmuchnęłam z niego warstwę kurzu.Dawno do niego nie zaglądałam.Oczy mi się zaszkliły na falę wspomnień z mamą.Położyłam ją na komodzie i włożułam kluczyk do dziurki z boku. Kilka razy przekręciłam nim i powolutku otworzyłam pozytywkę.Zaczęła z niej grać melodia.Mała, złota baletnica zaczęła obracać się.Jest to pozytywka mamy.Dostałam ją po swoim pierwszym występie w teatrze od babci.Mama niestety nie zdążyła zobaczyć jak tańczę na scenie.Babcia Lucy mówiła mi zawsze, że ta mała baletnica w pudełku to mama i tańczy specjalnie dla mnie.Wierzyłam w to.Miałam sześć lat.Kiedy miałam złe dni nakręcałam ją i słuchałam.Ostatni raz używałam jej parę lat temu.Znudziło mi się ciągłego słuchania tego samego, a i tak nic to nie dawało.Patrzyłam na malutką postać w pudełku.Byłam zahipnotyzowana.Zamknęłam oczy i słuchałam.Byłam odprężona.Ten spokój.Niestety ktoś musiał mi go zakłócić! Zamknęłam pozytywkę i schowałam do szuflady.Podeszłam do łóżka.Zabrałam grający telefon.Przyłożyłam go do ucha.
- Hejka Riri! Za piętnaście minut bądź gotowa.-powiedziała i rozłączyła się szybko.
- Jasne.-odparłam cicho.

Zeszłam na dół.Wyciągnęłam z kredensu w kuchni małą miseczkę.Nasypałam do niej kolorowych płatków śniadaniowych i zalałam mlekiem.Mmm...nie ma to jak tęczowe śniadanie.Usiadłam przy stole i zaczęłam konsumować.Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.To za pewne ciocia Spencer.


Pani Spencer to nasza gospodyni, sprzątaczka? Tata ją zatrudnił dwa lata temu i pozostałam na tym, że jest ciocią Spencer.Jest to kobieta około pięćdziesiątki, nosi fioletowy fartuszek, na nosie ma okrągłe okulary.Gdy jestem w domu pomagam jej przy porządkach czy też obiedzie.Mam dwie zdrowe nogi więc mogę pomóc starszej osobie.Kobieta wkroczyła do kuchni z zakupami.Przyjaźnie się uśmiechnęłam.Spencer przytuliła mnie.
- Cześć słonko .-odparła miło.
- Hej ciociu.-wzięłam łyżkę ze smakołykami do ust.Głośnio chrupałam.
- Gdzie masz Davida?-zapytała po chwili.Wzruszyłam ramionami.
- Pewnie już poszedł do szkoły.-oznajmiłam z pełnymi ustami.Do szkoły? Śnię.Gdzieś będzie się szwendać, ale nie chcę martwić Spence.Wstałam od stołu z pustą miską i włożyłam  ją do zlewu.
- Ja też już  pójdę.-odparłam kierując się do przedpokoju.Ubrałam balerinki koloru łososiowego z ćwiekami.- Pa!-krzyknęłam i wyszłam.

Czekałam chwilę pod domem Inez.W końcu ujrzałam przyjaciółkę.Ubrana była tak.Wyglądała bardzo ładnie.Jak zawsze.Przywitałam się z nią i razem udałyśmy się do szkoły.


Stoimy przed wielką, pomarańczową budą.Pełno twarz, których nie znam zmierzają do szkoły.Chwyciłam Inez za rękę.Przełknęłam ślinę i ruszyliśmy.Dziwnie się czułam nikogo tu nie znając.Udałyśmy się na salę.Panował tam nie zły tłok.Można się tu zgubić.jest gorzej niż w gim bazie.Stanęłam razem z przyjaciółką gdzieś z tyłu.Szukałam wzrokiem mojego braciszka z resztą jego głupich koleżków.Rozglądałam się, ale to było jak szukanie igły w stogu siana.Zrezygnowana postanowiłam słuchać dyrektorki.Troszeczkę przynudzała.Nie! Troszeczkę to za mało powiedziane! Kogo interesuje to, że przez wakacje czytała Empire Falls Richarda Russo? Mnie zbytnio nie ciekawi to.

- No, a wracając do ważniejszych rzeczy...chciałam bardzo gorąco powitać pierwszoklasistów w naszym liceum!-powiedziała i wszyscy zaczęli klaskać.- Możecie rozejść się z wychowawcami do klas.Tam rozdadzą wam plany lekcji.-dodała.

Było jeszcze gorzej.Dziewczyny musiały się przepychać by dostać się do drzwi.Było to jak walka o  życie.Nikt nie zwracał uwagi na to czy podeptał cię czy też wywrócił.Rita myślała, że liceum jest bardziej bezpieczniejsze.Pomyliła się.Wyszły prawie ostatnie.Inez miała lekko rozwalonego warkocza, ale i tak wyglądała świetnie.Rita na to miast wyglądała jakby miała gniazdo na głowie.

Szły same pustym korytarzem poszukując toalety.Podeszły do jakiegoś chłopaka, ale on skrzywił się i odszedł.Osłupiały.
- Jesteśmy aż tak brzydkie?-zapytała zaskoczona Inez zachowaniem chłopaka.Poklepałam ją po ramieniu.
- Nie...ty jesteś piękna.-pocieszyłam ją.- Ja go odstraszyłam swoim wyglądem.Wyglądam jak ciocia Sara na Halloween.-zrobiłam minę zombi.Inez tylko zachichotała.Rita próbowała jakoś ukryć swoje poszarpane włosy, ale nie wychodziło jej to za bardzo.
- Świetnie!-powiedziała sama do siebie.Czerwonowłosa próbowała jakoś wyciągnąć wsuwki, które utknęły w jej kołtunach.
- Czekaj.-odparła Inez i kazała usiąść przyjaciółce na parapecie.- Doktor McCurtney cię uratuje z opresji.Wyciągnęła z torebki nie wielki grzebień i zaczęła rozczesywać włosy Rity.Trwało to nie całe sześć minut, a efekt był bardzo ładny.Rita dotknęła dzieła Inez.Miała splecione włosy w pięknego kłosa.
- Jesteś nie zła w te klocki.-odparła zachwycona.
- Dziewczynki, a wy dlaczego nie w klasie?-dziewczyny gwałtownie się odwróciły i ujrzały wysoką, ciemnowłosą kobietę.Rita otworzyła usta, ale nic nie powiedziała.
- Nie umiemy znaleźć naszej klasy.-wytłumaczyła Inez.
- A kto jest waszym wychowawcą?-zapytała.Dziewczyny spojrzały na siebie.Rita wzruszyła tylko ramionami, ale Richard jakby olśniło.
- Em! Pani Smith to nasza wychowawczyni.-powiedziała zadowolona Rita.Kobieta przyjaźnie się uśmiechnęła i wyciągnęła do nich rękę.
- Miło mi.-odparła.Dziewczyny uścisnęły dłoń Smith i przez chwilę rozmawiały.Dostały plany lekcji i pożegnały się z kobietą.Szły długim korytarzem aż usłyszały dzwonek.Z wszystkich klas wyszli, a raczej wybiegli uczniowie.Nastolatki od razu pobiegły gdzieś do toalety.Znalazły swój schron.Tylko tutaj panuje spokój.Dlatego tez pewnie tu będą najczęściej przebywały.Damska toaleta to ich drugi dom.
Poczekały pięć minut i wyszły ze swojej kryjówki.Korytarz był prawie pusty.Stało pod ścianą kilka kujonów, którzy męczyli nauczycieli swoimi mądrościami.Na spokojnie w końcu mogły opuścić nową budę.

Dziewczyny spokojnie spacerowały zielonym parkiem.Rozmawiały na różne tematy.Chociaż...rozmawiały to złe stwierdzenie ponieważ to McCurtney jadaczka wciąż się nie zamykała.Rita błądziła głęboko w  swoich myślach.Patrzyła na swoje stopy i zadręczała się myślami.
- Wiesz, zacznę nosić dresy w kropki.-odparła Inez.
- Mhm...to dobry pomysł.-mruknęła pod nosem Rita.Blondynka się oburzyła i pstryknęła przyjaciółce palcami przed oczami.Ta się zlękła i spojrzała na nią.- Co?-zapytała.
- Riri! Znowu mnie nie słuchasz!-powiedziała.
- Przepraszam, ale mam na głowie ważniejsze rzeczy niż to, że Cindy Crawford przytyła dwa kilo!-powiedziała Rita.
- To nad czym tak rozmyślasz?-zapytała ciekawa Inez.
- O Davidzie.
- Nad tym palantem?! Błagam Cię...wiesz, że nie warto.-tłumaczyła rozbawiona.No racja...Dav nie jest zbyt miły wobec mnie, że to tak ujmę, ale jako jego siostra powinnam się o niego martwić co nie? To mój brat.Nie jest idealny to prawda.Nie jest zbyt odpowiedzialny...to też prawda.No i zawsze muszę myć wieczorem naczynia po nim! To też prawda.Rodziny się nie wybiera..., a szkoda. 
- Wiem Inez, że nie jest idealnym bratem.-odparłam zachowując spokój.
- Nie! Mi nie chodziło, że jest złym bratem...on to chodzący błąd życiowy.-powiedziała, ja pokiwałam głową.Racja...ona zawsze musi mieć rację! 

12.40 

Wróciłam do domu.
- Spence! Wróciłam już!-wrzasnęłam i usłyszałam jak zbiega ze schodów.Podbiegła do mnie i chwyciła za dłonie.
- No i jak słoneczko nowa szkoła?-zapytała z błyskiem w oczach.Myślałam chwilę czy nie powiedzieć '' do dupy'', ale się powstrzymałam.
- Jakoś...jest inaczej.-nic innego nie umiałam wymyślić. 
- Choć, upiekłam pyszne ciasto czekoladowe.-już chciała pójść, ale ją zatrzymałam.
- David już wrócił?-zapytałam szeptem.Pokazała kciukiem w bok.
- Siedzi ze swoimi koleżkami w salonie.-mówiła cicho.Kiwnęłam głowa i dalej już jej nie słuchałam.Jeszcze ich to brakowało.Patrzyłam ślepo przed siebie i mrugałam.Ten z Loczkami też tu jest? Pomyślałam.Jest z niego nie złe ciacho.Mam słabość do chłopięcych loków.Na samą jego myśl moje serce mocniej zabiło.Co się ze mną dzieje?
- Idziemy po to ciacho?
- Co? On wcale mi się nie podoba.-powiedziałam szybko.Ciocia zmarszczyła czoło i spojrzała pytająco.
- Pytałam się ciebie czy idziemy do kuchni po ciasto.-powiedziała powoli, a ja zdałam sobie sprawę na jaką wyszłam kretynkę.
- Tak! Oczywiście!-wzięłam ją pod ramie i zaprowadziłam do kuchni.Wzięłam jakąś gazetę i zaczęłam udawać, że coś czytam.Nie chcę by pojawiły się pytania Kto ci się podoba? Jak ma na imię? Kochasz go? To mnie denerwuje.Wyjrzałam zza gazety na Spencer.Kroiła dla mnie ciasto czekoladowe.Mmm...kocham to ciasto.Ciocia postawiła przede mną talerzyk ze smakołykiem.Rzuciłam się na ciacho jak lwica na jej padlinę.W nie całe pięć minut pochłonęłam dwie porcje.Może i muszę dbać o swoją linię, ale mam prawo czasem zaszaleć.Wytarłam usta serwetką.Spence znów poszła coś robić.Ta kobieta nie umie usiedzieć chwili na dupie.Wstałam od stołu i odniosłam talerzyk do zlewu.Usłyszałam jakieś piski ze salonu.Z początku myślałam, że te małpy się wygłupiają.Jednak to ''piszczenie'' to było miauczenie mojego kociaka.Od razu szybko pobiegłam do salonu.Wybiegłam zza rogu.Na przeciwko mnie stał tyłem jeden z nich.Trzymał za skórę w powietrzu mojego kociaka Loren.Zerwałam się z miejsca , w którym stałam i wyrwałam z łapsk tej gnidy zwierze.Od razu na mnie spojrzał.To on.Ten z autobusu.Ten z lokami.Ten, który ma takie zwalające z nóg, zielone oczy.Patrzył na mnie taki rozbawiony.Jego koledzy i mój brat śmiali się.Zrobiłam zamach ręką, ale złapał ją i ścisnął.Bolało.Silny jest.
- Na twoim miejscu nie robiłbym tego królewno.-ostrzegł groźnie.Prychnęłam i przewróciłam oczami.
- Na twoim miejscu nie robiłbym tego królewno.-obniżyłam głos i naśladowałam go.- Mam ciebie tak chwycić za włosy i potrzymać w powietrzu?! Chcesz?!-oddaliłam się o krok i przytuliłam Loren.
Cud chłopak tylko przewracał oczami. Że co? Cud chłopak?! To przez te jego loki, oczy i te cholerne dołeczki.
- Weź mała to tylko zwierze!-powiedział rozbawiony tą sytuacją.Mam ochotę mu przywalić.
- A ma więcej serca niż ty!-prawie krzyknęłam.Jego oczy nie były takie jak przedtem.Pociemniały.Nie uśmiechał się.Ten jego groźny wzrok przyprawiał mnie o dreszcze.Czyżby nagła zmiana nastroju? Może jest w ciąży? Myślałam.
- Weź Harry...szkoda śliny na taką ciotę.-powiedział mój brat.Jak zawsze miły, ale nie przejęłam się jego komentarzem. 
- Ty jesteś Harry?!-zapytałam mocno zdziwiona.
- Masz z tym jakiś problem?-syknął.Popatrzyłam na niego od dołu po sam czubek głowy.Odwróciłam się na pięcie.
- Najwyraźniej tak.-powiedziałam i ruszyłam do góry schodami.- Dupek.-mruknęłam.Czułam ich wzrok na sobie.W ogóle się nie peszyłam ani nie obawiałam się, że przewrócę się i zrobię sobie siarę.Trzasnęłam drzwiami mojego pokoju.



Jest rozdział 2 :) Mam nadzieję, że się spodoba.Jeżeli wam się będzie CHCIAŁO to sięgnijcie do klawiatury i napiszcie komentarz.To bardzo wiele dla mnie znaczy!!!




3 komentarze:

  1. Gratuluję ;) Zostałaś nominowana do Liebster Blogger Award <3
    Więcej informacji tutaj ===> http://i-live-only-for-youxoxo-niallhoran.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :) czekam na nn <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  3. No! Już miesiąc! Ile mamy jeszcze czekać?
    To opowiadanie bardzo mnie zaintrygowało, nie każ mi z niegeo zrezygnować.

    OdpowiedzUsuń